Nigeria budzi się do życia w różnych porach dnia, zależnie od tego to jaką religię wyznaje i do jakiego z ponad 350 plemion, czyli grup etnicznych należy. Ściśle mówiąc, ludzie budzą się wtedy, gdy przez innych są obudzeni. Budzi ten, kto głośniej krzyczy.
Pierwszą pobudkę, już o godz. 5:00 funduje imam. Sury Koranu płyną senną, leniwą melodią z położonego niecały kilometr od naszego domu minaretu. Ten głos wydobywa się wielkiego głośnika-tuby wywieszonego muzułmańskim zwyczajem  z okna minaretu. Czy imam rzeczywiście się modli, czy – jak mówią to miejscowi – jedynie włącza magnetofon pozostanie dla mnie zagadką. Niestety nie do rozwiązania ze względu na brak znajomości języka. Ta wczesna godzina wezwania do modlitwy porannej, kojarzy mi się z marginalnym już niestety w kulturze zachodniej zwyczajem budzenia się do życia mnichów katolickich przed wschodem słońca. Kiedyś wierzyliśmy, że powołaniem zakonnika jest wyczekiwanie i wypatrywanie Chrystusa Oblubieńca, mogącego przyjść powtórnie nawet w nocy.  A dziś?
Druga pobudka odbywa się w klimacie protestanckim. Są to pieśni religijne negro-spirituals puszczane z głośnika lokalnej gminy pentekostalnej i jej pastora o godz. 6:00. Głośnik, to jedno ale obecność na modlitwie to drugie. Okazuje się, że w tej gminie ludzie gromadzą się na wczesnej modlitwie porannej i codziennie o godz. 18:00 na głośnej modlitwie wieczornej. Odbywa się tam rzeczywiście kult! Liczę na odwiedzenie tej społeczności.
My budzimy się tu o 6:30. Bez dzwonów więc pewnie część społeczeństwa uważa, że „katolicki Bóg” śpi. Dzień zaczynamy medytacją osobistą około 7:00, po czym odprawiamy Mszę świętą połączoną z jutrznią. Mszy towarzyszy śpiew animowany przez naszych augustiańskich seminarzystów przy akompaniamencie organów, bongosów, grzechotek, tamburyn i dzbana uderzanego rytmicznie, specjalną gąbką, co wydaje głęboki basowy dźwięk imitujący gitarę basową. Organista ma na imię Casimir czyli Kazimierz. Ciekawe.
Bliskość meczetu zachęca do do rozmowy o relacjach chrześcijan i muzułmanów.. Ku mojemu zdumieniu odkryłem, że dziadek i ojciec tutejszego przeora o. Augustine Mshelig Garba, OSA byli muzułmanami. Ojciec nawrócił się na chrześcijaństwo pod wpływem spotkania z misjonarzami chrześcijańskimi, przyjął chrzest i ożenił się z katoliczką. Senior rodu zaakceptował tę decyzję! Bracia, idąc za autorytetem ojca, nie prześladowali swojego brata, który właśnie stał się katolikiem. Co więcej,  gdy „świeżo upieczonemu” katolikowi urodził się pierworodny syn, muzułmańscy członkowie rodu przyszli na chrzciny. Gdy młody Mshelig zaniedbywał swoje katolickie obowiązki religijne, jego dziadek, który co piątek chodził do meczetu, potrafił napomnieć wnuka. Rodzina była dumna gdy został zakonnikiem i kapłanem.  O. Augustine zapewnił mnie, że takich historii jest tu więcej chociaż dzisiaj atmosfera jest inna.  Od rozpętania przez dżihadystów anty-okcydentalnej histerii, konwersja na chrześcijaństwo jest zagrożona utratą życia.  Ale niewielu chce pamiętać o tym, że zagrożone jest także życie muzułmanów.  Prowincjał augustianów w Nigerii, o. John Abubakar (l.40), który urodził i wychował w północnej Nigerii, kontrolowanej przez Boko Haram, dowodzi, że ta organizacja terrorystyczna  spaliła do tej pory więcej meczetów niż kościołów.
Wszechobecne tutaj ubóstwo jest tłem dla naszych debat o sytuacji Zakonu w najbiedniejszych regionach świata. Tu na Kapitule, nasi bracia dzielą się nowym rodzajem ubóstwa zakonnego, polegającym z jednej strony na braku środków do życia, ciężkiej pracy na własne utrzymanie, z drugiej na życiu w stanie permanentnej tymczasowości i zagrożenia. Odnowiona misja na Kubie, cierpi z powodu kryzysu ekonomicznego, jaki wstrząsa tym krajem. Brak wody, prądu, leków, horrendalne ceny artykułów spożywczych, gigantyczna inflacja, brak artykułów pierwszej potrzeby to rzeczywistość życia naszych braci w Wenezueli. Z powodu braku środków do życia musieli zamknąć nowicjat. Podobnie dzieje się w Panamie i Meksyku. W La Paz, będącym niegdyś oazą spokoju codzienna rzeczywistość życia braci to zagrożenia terroryzmem, gangsterskimi napadami na niewinnych ludzi
i wszechobecnymi kartelami narkotykowymi, grożącymi śmiercią opiekunom młodzieży. O. Generał zatroskany o bezpieczeństwo naszych współbraci proponował niektórym z nich pomoc w wyjeździe z tych krajów. Bracia stwierdzili jednoznacznie, że skoro świeccy luzie zostają, to oni też zostają.  Nie widzą powodu wyjazdu.
Podobne postawy świadectwa trwania przy świeckich widoczne są na innych zagrożonych terenach. O. Ambroży, przeor naszego klasztoru w Annabie, Algierii  mówi, że miasto obecnie jest spokojne ale to może się zmienić w każdej chwili. O. Kolaluogo z Benin – NB za niedługo doktor patrologii – twierdzi, że   pokój i dobrobyt Afryki zależy od tego, czy w danym kraju występują zasoby naturalne jak ropa, gaz, złoto, diamenty, miedź, uran. Jeśli nie występują, to jest pokój, bo nikt nie bije się o biedne tereny. Jeśli występują to na pewno będzie wojna, w które współodpowiedzialnymi sza wielkie koncerny przemysłowe, dysponujące know-how, korumpujące i korumpowane przez lokalnych władców. Wojna i bieda nie są wynikiem ideologii ale ludzkiej chciwości.
A świat budzą ci, którzy głośniej  krzyczą.
Wiesław Dawidowski, OSA