Święty Augustyn stale aktualny.
Święty Augustyn żył w ciężkiej dobie (ur. 354) na przełomie dziejów ludzkości. Stary świat rzymskiego imperatorstwa upadał, a tworzyła się nowa chrześcijańska cywilizacja i nowy człowiek.
Augustyn, wielki filozof szukał nowego sposobu myślenia i życia. Studiował filozoficzne kierunki prawie wszystkich istniejących wyznań. Od wczesnej młodości szukało serce Augustyna za czymś, coby głębię jego rozdartej duszu zapełnić mogło. Nie znalazł jednak ukojenia ani w sztuce, ani w filozofii niechrześcijańskiej, ani w rozkoszach zmysłowych. Szukał szczęścia, szukał prawdy, lecz nie na właściwej drodze. Spoglądając po wielu latach wstecz, na ten okres młodości, tak się św. Augustyn w swojej autobiografii, we „Wyznaniach” wyraża: Opuszczając Ciebie, o Boże, idąc za popędem moich namiętności, pałałem nieszczęsnym ogniem. Przekroczyłem wszystkie przykazania praw Twoich. Nie uniknąłem za to kary, bo i któż z śmiertelnych uniknąć jej zdoła? Ty byłeś zawsze obecny, srogi lecz litościwy, zaprawiający goryczą wszystkie me nieprawe rozkosze, ażebym szukał czystej… I gdzież ją mogłem znaleźć, jeśli nie w Tobie, Panie? W Tobie, którego prawa na pozór są tylko surowe, który ranisz, byś uleczył… Serce moje dalekie od Ciebie miotało się, wrzało, burzyło się we mnie”…
Śmierć zabiera Augustynowi najserdeczniejszego przyjaciela Alipiusza. W serce Augustyna wżera się dziko srożący ból. Straty przyjaciela nic mu zastąpić nie mogło, a ból ten zarazem budził w nim wstręt do życia i bojaźń śmierci. Dręczyłem się, wzdychałem, płakałem, – miotał mną niepokój, nie umiałem dać sobie rady. Nie miałem czem zająć mojej rozdartej, skrwawionej duszy. Ku Tobie Panie, powinienem był ją wznieść i uleczyć. Wiedziałem to, lecz ani chciałem, ani mogłem, – a nie mógł dlatego – jak sam powiada – że niedorzeczne, mgliste wyrobił sobie dotychczas pojęcie o Panu Bogu.
Zaraz po „ucieczce” i wylądowaniu w Rzymie ulega ciężkiej chorobie. Gdyby śmierć zaskoczyła mnie wtedy, sam wyznaje, zasłużbym na potępienie, bom przewinił był wiele przeciw Tobie, Boże, przeciwko sobie i przeciw bliźniemu… Matka moja nie wiedziała o tem, a jednak modliła się za mnie nieobecnego, – Tyś zaś wszędzie obecny, wysłuchałeś ją w Afryce i zlitowałeś się nade mną w Rzymie tak, że odzyskałem zdrowie ciała, lubo zawsze w świętokradzkim sercu chorobą dręczony. Ostateczny przełom w życiu Augustyna miał nastąpić dopiero w Mediolanie, gdzie dzięki świetnemu talentowi otrzymał katedrę retoryki. W Mediolanie czekało na znękanego Augustyna miłosierdzie Boga najlepszego. Tu właśnie biskupem był wielki mąż św. Ambroży. Wielka jego dobroć i uprzejmość, a zwłaszcza wspaniałe kazania ujęły i podbiły wielkie serce Augustyna, – obudziły duszę z ciężkiego letargu. Mądry i ogromnie dobry biskup rozwiewał jedno uprzedzenie po drugim. Nie błagałem Cię jeszcze wtedy w modlitwie, byś mi dopomógł – niespokojna była dusza moja i zwracała uwagę tylko na to, by szukać i badać. Chwiałem się, a Ty byłeś przy mnie. Igraszką byłem wichru i fal, Tyś przecież mną kierował. Chodziłem szerokimi drogami świata, Ty jednak, Boże, nie opuściłeś mnie.
Augustyn waha się, stanął przed przepaścią – pytaniem: Jeślibym nagle umarł, jakżebym odszedł z tego świata? Czy nie musiałbym pokutować za grzech zwlekania?
Wśród wewnętrznej rozterki, pełen niepokoju, przystępuje do przyjaciela Nebrydiusza i woła: Dopókiż tego będzie? Oto nieuczeni powstają i niebo porywają, a my z całą nauką naszą bez serce nurzamy się w pożądliwościach ciała i krwi?! Wstydzić się kiedyś będziemy, jeśli niezwłocznie nie pójdziemy śladami tych, co nas poprzedzili…
Skończona bolesna walka Augustyna – człowieka. Zwyciężył – dając przykład pokoleniom, a wniosek oparty na bolesnem doświadczeniu zawarł w słowach: Stworzyłeś nas Boże, dla SIebie – i niespokojne nasze serce dopóki nie spocznie w Tobie.
Po ciężkich walkach duchowych doszedł do przekonania, że tylko Chrystus i Jego Kościół daje człowiekowi prawdziwy sens życia i prawdziwe szczęście.
Augustyn przyjął chrzest (386 r.) z rąk biskupa Ambrożego w Mediolanie. Odrodzony na duszy rozpoczął całkiem nowe życie. Burze w jego sercu uspokoiły się i uczuł się szczęśliwym, jak nigdy dotąd. Augustyn stał się swym oryginalnym myśleniem największym teologiem, biskupem, fundamentem i filarem Kościoła Katolickiego, a jego duch owłada do dnia dzisiejszego nas wszystkich. I my mamy brać naukę z jego książek, ducha wiary i łaski Bożej, która kierowała całą jego drogą życia.
Dewizą jego życia było: Ama et fac quod vis – Kocha Boga i ludzi i wtedy możesz czynić co chcesz. Masz wtedy pewność, że będziesz czynił dobro.
Trzynaście lat później unieśmiertelnił wdzięczny syn pamięć matki w swoich „Wyznaniach” poświęcając św. Monice trzy piękne rozdziały (X- XIII) – dziękując za wspaniały przykład szlachetnego życia, za łzy i modlitwy.
——————————————————————————————————————————————————
o. Hieronim Józef Struszczak, OSA
Urodził się 1 grudnia 1908 roku w Zakrzówku w diecezji lubelskiej. W roku 1927 wstąpił do zakonu augustianów w Krakowie, a święcenia kapłańskie otrzymał w czerwcu 1935 roku. Do Prokocimia przybył jako wikary (do 1941 rok), kiedy to został proboszczem w zamian za o. Hilarego Kurowskiego OSA.
Wspierał parafian w niezwykle trudnym okresie II wojny światowej. Dobudował zakrystię do kaplicy w parku. To dzięki niemu powiększono kaplicę do obecnej wielkości. Działał także w komitecie pomocy społecznej. Po wojnie w 1945 roku ze złomu wojennego zostały wykonane 4 dzwony (poświęcone 18 listopada 1945 roku), zakupiono organy do kaplicy, które obecnie są w kościele przy ulicy Prostej, otwarto przedszkole „Caritas” na parterze plebanii. Jedną z większych zasług ojca Struszczaka były także starania o budowę Kościoła Pomnika Wdzięczności, który miał być podziękowaniem za cudowne ocalenie Krakowa od zniszczeń dokonanych przez Niemców. W tym celu udał się nawet do Warszawy do prezydenta Bolesława Bieruta. Uzyskał legalizację statutu, prezydent przekazał na cel budowy 10 000 złotych, Ministerstwo Administracji 50 000 zł, a Ministerstwo Kolei zezwoliło na pobranie żwiru, wcześniej przygotowanego przez Niemców na rozbudowę stacji kolejowej w Prokocimiu.
Ksiądz wyjechał na nową placówkę parafialną na Pomorze. Tam pracował w Gdyni w budującej się parafii Maryi Gwiazdy Morza. Był serdecznie żegnany przez mieszkańców. Gdy przeszedł na emeryturę wrócił do Prokocimia i zamieszkał u swojej siostry. Zmarł 6 lutego 1990 roku. Pochowany został na cmentarzu Rakowickim.