A więc zaczęło się. 190 Nadzwyczajna Kapituła Generalna Zakonu Augustianów rozpoczęła się w stolicy Nigerii, w Abuja.
Jest to pierwsza Kapituła Generalna naszego zakonu odbywająca się na Czarnym Lądzie. Jest stosunkowo późną, ale dojrzałą odpowiedzią na deklarację Kapituły Generalnej Zakonu z 2001, w której zadeklarowano skierowanie wzroku na Afrykę, gdzie  tętni dziś krew młodego Kościoła. A ten Kościół żyjący wśród narodów na południe od Sahary jest w szczególnie trudnej sytuacji. Trudności życia spotęgowane są przez kryzysy ekonomiczne, niedobór produkcji żywności, korupcję, ukryty handel niewolnicami szmuglowanymi do domów publicznych Europy, AIDS  i niestabilność w wymiarach zarówno politycznym i społecznym, wskazują na największe dysproporcje, pomiędzy bogatą i sytą północą, a biednym południem.
Do tego trzeba dodać zagrożenia terroryzmem i zwykłą przestępczością, dotykające zarówno chrześcijan jak i niechrześcijan. Niewielu ludzi w Polsce zdaje sobie sprawę, że w północnej Nigerii atakowani i mordowani są nie tylko chrześcijanie, ale również muzułmanie. Już jedna rozmowa z lokalnymi mieszkańcami, jedna wizyta na czymś co tutaj nazywają ulicą, otwiera oczy na świat zupełnie inny od tego jaki prezentuje telewizja. Nie tak dawno, został napadnięty i pobity w swoim samochodzie arcybiskup Abujy, Kardynał John Olorunfemi Onaiyekan. Media na świecie przedstawiły to jako atak terrorysty islamskiego, a tymczasem był to bandycki napad gangsterów, usiłujących okraść biskupa wracającego ze święceń innego biskupa. Jeden z naszych ojców, opowiedział mi o ataku na jego rodzinę,  będącej w znakomitej części muzułmańską.  Tej przemocy dopuścili się ludzie spod znaku Boko Haram, których sami muzułmanie, nie uznają za muzułmanów, tylko za opętanych nienawiścią szaleńców, zabijających dla samej nienawiści.
Oczywiście w niczym nie zmienia to faktu, że napięcie na linii fundamentaliści islamscy a chrześcijanie istnieje. Obecny prezydent sprzyja muzułmanom. Obsadził 70% stanowisk państwowych muzułmanami. Są takie miejsca w Nigerii, gdzie chrześcijanie są prześladowani, torturowani, czasem nawet paleni żywcem i przeganiani przez szaleńców inspirowanych ideologią ISIS, która wyrosła na podglebiu rewolucji w Libii. Gdy jednak do akcji wkracza wojsko i nadchodzi czas pokoju, chrześcijanie wracają do swoich wiosek, odbudowują swoje spalone kościoły, by na nowo modlić się do Boga w Trójcy Jedynego. W sąsiedztwie meczetów. Tak stało się w Archidiecezji  Jos, gdzie spalono dwa augustiańskie kościoły i wysadzono w powietrze mur jednego z klasztorów.
Wielu z naszych ojców przyjechało tutaj nie bez lęku. Nasi bracia czasem żartowali sobie, że prowincje nie zapłacą okupu za porwanych prowincjałów, a jeśli oddamy życie za wiarę, to zakon zyska dodatkowych 60 błogosławionych męczenników. Mimo to zjechała nas tutaj cała gromada. 62 delegatów z ponad 50 krajów świata.  Wizy wjazdowej nie otrzymał jedynie delegat Wenezueli.
Mieszkamy w domu rekolekcyjno-konferencyjnym zgromadzenia Sióstr Bożej Miłości. Jest to rodzaj hotelu położony w dzielnicy, którą na pierwszy rzut oka można nazwać slumsem. Dojeżdża się do niego wyboistą, szutrową drogą, kolorem przypominającym mączkę używaną w Europie do budowy kortów tenisowych.  Ta gruntowa droga, oprócz tego, że wymusza na kierowcach radykalne zwolnienie szalonej prędkości, ma jeszcze inną ciekawą właściwość. Otóż w dobie pory deszczowej – a taka tutaj jest właśnie teraz – potrafi ona zachowywać się niczym gąbka i wchłonąć nieprawdopodobne ilości wody z monsunowych deszczy.
Po obu jej obu stronach rozmieszczone są prymitywne, tymczasowe stoiska handlowe, na których w warunkach urągających wszelkiej higienie sprzedaje się nie tylko owoce i pakowane produkty, ale nawet mięso. Właściwie każda niemal droga – z wyjątkiem „autostrady” – jest jednym, wielkim bazarem.
Nasz dom otoczony jest wysokim murem, zabezpieczonym drutem kolczastym, rozpiętym na całej jego długości.  Dojazd do bramy zagradza szlaban podnoszony przez ochroniarza uzbrojonego w „kałasznikowa”. Po sprawdzeniu kierowcy, postawieniu pieczątki w dzienniku czynności, ręcznym podniesieniu szlabanu zablokowanego sznurem od bielizny, drugi ochroniarz ręcznie otwiera bramę i wjeżdża się w inny, nieco bezpieczniejszy świat., w którym spędzimy najbliższe dwa tygodnie.
W domu Sióstr zamieszkują księża afrykańscy zatrzymujący się na chwilę przed wyjazdami zagranicznymi. Zatrzymują się tutaj zarówno chrześcijanie, jak i muzułmanie. Duchowni i świeccy. Pracują tutaj obok siebie chrześcijanki i muzułmanki. Przychodzą tu mężczyźni, dumni ze swoich żon z czterema dziećmi i ich żony, żartujące się, że czwórka dzieci, to już wystarczy i „never again”. Oczywiście, to tylko jej pobożne życzenie, bo jak wyjaśnił mi to nigeryjski profesor filozofii, antropologii i logiki, kobieta w tym względzie ma najmniej tutaj do powiedzenia.
Nasza kapituła poświęcona jest zagadnieniu dzielenia dóbr materialnych w Zakonie i poza nim. Sporo na ten temat zaczynamy sobie już mówić. Jak wygląda nasze zakonne ubóstwo? Myślę o tym,  porównując moją zadbaną celę zakonną w Polsce ze zgrzebnym pokojem jaki mi tutaj przydzielono. Tam, skromny ale jednak europejski standard, Tutaj żółto seledynowa ściana pokoju, pokryta koszmarnym tynkiem – barankiem, seledynowe poobijane płytki, rodem z socjalistycznego hotelu robotniczego wyłożone w łazience, lustro przykręcone czterema różnymi śrubami, żelazne drzwi i stare łóżko z jedną zaletą: wygodnym materacem. Mało i dużo.  Syn Człowieczy przecież nie miał nawet miejsca, gdzie mógłby głowę złożyć.